Wyszukiwarka

Strona główna » Futbol IV liga śląska

Łatwo nie było

Uwaga, otwiera nowe okno. PDFDrukujEmail

To nie był najładniejszy mecz w naszym wykonaniu – przyznaje w pomeczowym komentarzu  szkoleniowiec piłkarzy IV ligowego Rekordu.

 

- Przez pierwsze minuty nasza gra wyglądała tak, jakbyśmy tkwili głowami jeszcze w chmurach po wygranej 7:1 z KS Żory. Nic się nam nie kleiło, ale trzeba też zwrócić uwagę na stan boiska. Było grząskie i nasiąknięte wodą, a przed nami rozgrywany był na nim mecz ligi kobiecej. Stan boiska przeszkadzał w prowadzeniu gry. Natomiast przyznać trzeba, że nawet przez moment gospodarze nie zagrozili nam. W jednej z prasowych relacji przeczytałem o niewykorzystanej sytuacji przez gracza Unii przy stanie 0:0. Tymczasem do tego momentu mieliśmy dwie o wiele bardziej klarowne szanse do zdobycia gola. Po ewidentnym faulu na Andrzeju Maślorzu rzut karny wykorzystał Krystian Papatanasiu, co dało nam prowadzenie. Zaraz po przerwie fajnie wszedł w mecz Dawid Ogrocki, który wykorzystał błąd w ustawieniu bramkarza przy stałym fragmencie. Raciborzanie desygnowali wówczas do gry w ataku, aż trzech napastników, ale niczego sensownego nie stworzyli. Obraz gry z tego spotkania nasuwa pewną refleksję – granie systemem „środa-sobota” ma wpływ na postawę zawodników. Brakowało nam tej swobody i polotu z jakimi graliśmy w poprzednim meczu. Do potyczki z KS Żory podeszliśmy po kilkudniowej przerwie i wyglądało to całkiem inaczej. Niemniej, jestem bardzo zadowolony z wyniku wywalczonego w Raciborzu. Tam zawsze jest tzw. gorący teren, a młodzi piłkarze Unii są ambitni, waleczni i dysponują doświadczeniem zdobytym w Śląskiej Lidze Juniorów.

Tadeusz Paluch

Komentarze

FranzMaurer 2010-09-13 14:42
JEDYNĄ grozną sytuacją Unii był sytuacyjny (a nie wypracowany) strzał z dystansu ok 75 minuty, który prawie wpadł pod poprzeczkę. Ta rzekomo grozna niewykorzystana sytuacja gospodarzy, o której mowi Trener Szymura, to pewnie ta, kiedy napastnik Unii był nieudanie łapany na spalonym, na szesnstym metrze - zamiast podbiec jeszcze kilka kroków - kopnął się w głowę, potem kopnął piłkę i ostatecznie chybił o przynajmniej 7 metrów. Po czym wyśmiali i/lub zelżyli go właśni kibice.

Do wyniku 2:0 większość gry odbywała się na ich połowie. Nie byli w stanie w ŻĄDEN sposób zagrozić Rekordowi. Tyle w kwestii groznych sytuacji Unii.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby Twój komentarz pojawił się od razu,
w przeciwnym wypadku będzie wymagał moderacji

Kod antysapmowy
Odśwież