Wyszukiwarka

Strona główna » Futsal Ekstraklasa

Bramkarz strzela, bielszczanie walczą o medale!

Uwaga, otwiera nowe okno. PDFDrukujEmail

W aż dwóch tekstach na portalu sportslaski.pl przeczytacie o niedzielnej potyczce bielszczan z Borutą Zgierz.

Śpiewy, wrzaski i tańce radości, trener i rezerwowi wbiegający na parkiet, szalejąca publiczność i wielka euforia. - To jest właśnie piękno futsalu! - cieszył się Piotr Szymura, kapitan Rekordu Bielsko-Biała.
Bielszczanie, aby realnie liczyć się w walce o miano trzeciej drużyny w Polsce musieli pokonać bezpośredniego rywala - Borutę Zgierz. Podkreślano, że to dla Rekordu mecz sezonu, ale bardzo długo jak taki nie wyglądał. Owszem, gospodarze mieli przewagę, stwarzali sytuacje, ale nie potrafili ich wykorzystać. A zgierzanie? Punktowali bielszczan kontratakami. Po jednym z nich Robert Czekalski pognał prawym skrzydłem na bramkę Krystiana Brzenka, wykorzystał fakt, że bramkarz Rekordu zostawił mu trochę wolnej przestrzeni, więc pewnie wykorzystał sytuację sam na sam.

Rekordzistom dalej szło jak po grudzie. - Bramka Boruty była jak zaczarowana, dopiero Wojtkowi Łysoniowi udało się ją odczarować – wspominał Piotr Szymura. Wspomniany zawodnik z Cygańskiego Lasu wykończył strzałem tuż obok słupka kapitalną dwójkową akcję z Łukaszem Mentlem. Cóż jednak z tego, skoro trochę ponad minutę później Boruta ponownie prowadziła. Czekalski uderzył z dystansu, Brzenk nie najlepiej odbił piłkę przed siebie i do bramki wbił ją Robert Hyży.
- Od tego momentu bramka znów była zaczarowana. Marnowaliśmy niesamowite sytuacje i na trzy minuty przed końcem ten mecz oceniać należało bardzo źle, mimo że graliśmy dobrze i byliśmy zespołem lepszym - mówił kapitan Rekordu. Wszystko odmieniło się na niespełna trzy minuty przed końcem. Wtedy to Radek Polašek z bliska wbił piłkę do siatki, wykorzystując niemiłosierne zamieszanie pod bramką rywali. Chwilę później Paweł Machura zmarnował drugi przedłużony rzut karny w meczu i wydawało się, że zostanie okrzyknięty antybohaterem...
A jednak było zupełnie inaczej! Bielszczanie walczyli, Szymura oddał strzał rozpaczy, tor lotu piłki zmienił właśnie Machura i wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. - To był jedyny moment w meczu, w którym naprawdę dopisało nam szczęście - cieszył się kapitan. Goście rzucili się do odrabiania strat, wycofali bramkarza i to sprawiło, że golkiper bielszczan po obronieniu jednego z ostatnich strzałów mocno kopnął piłkę w kierunku pustej bramki i przypieczętował zwycięstwo. Chwilę później utonął w objęciach kolegów.
- Zawsze pokazujemy, że walczymy do końca, gramy z takim góralskim charakterem. Nie wyszła nam może tylko pierwsza połowa, kiedy wprawdzie mieliśmy sytuacje, ale niezbyt klarowne - mówił Piotr Pawełek z Rekordu. Najszczęśliwszym człowiekiem był jednak Paweł Machura. - Bardzo się cieszę, że tak to się skończyło, bo zdarzały się nam już we własnej hali takie bezsensowne porażki. A teraz jest pięknie! - zakończył.


foto. Paweł Mruczek

Bohater Rekordu: Byłem załamany, ale czułem, że strzelę

Kręciłem się w okolicach pola karnego, bo wiedziałem, że ta piłka będzie mnie szukać. I znalazła! - cieszył się Paweł Machura, zawodnik Rekordu. A chwilę wcześniej miał być antybohaterem...
Sport pisze niesamowite scenariusze. Paweł Machura w arcyważnym spotkaniu z Borutą Zgierz zmarnował dwa przedłużone rzuty karne. Ta druga próba miała miejsce już przy stanie 2-2, na dwie (!) minuty przed końcem. Gdyby bielszczanie nie wygrali tego meczu i stracili szanse na medal mistrzostw Polski, największa odpowiedzialność spadłaby właśnie na niego. I on o tym wiedział. - Gdy nie strzeliłem tego drugiego karnego, byłem załamany, ale czułem w sobie, że sprawdzi się przysłowie "do trzech razy sztuka" i strzelę tego gola - wspominał.
Dokładnie na minutę i 22 sekundy przed końcem z bliska wepchnął piłkę do siatki po strzale Piotra Szymury, odpłacając wszystkie poprzednie winy. - Kompletnie nam nie wychodzą w tym sezonie rzuty karne. Na treningach to wygląda całkiem nieźle, ale później w meczu jest fatalnie. Tak jak w meczu z Borutą - mamy pecha. Raz bramkarz wyszedł dalej niż mógł, ale sędzia nie zareagował, za drugim razem Dariusz Słowiński zostawił nogę i ja akurat w nią musiałem trafić - nie mógł się nadziwić Machura.


foto. Paweł Mruczek

Autor: Michał Trela

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby Twój komentarz pojawił się od razu,
w przeciwnym wypadku będzie wymagał moderacji

Kod antysapmowy
Odśwież