W całej swojej futsalowej przygodzie zdobył 357 goli, strzelając je na parkietach Ekstraklasy i I ligi. Na zakończenie kariery sportowej rozmawiamy z „supersnajperem” Rekordu – Andrzejem Szymańskim.
Od jak dawna nosiłeś w sobie decyzję o zakończeniu kariery sportowej?
Andrzej Szymański: - W dwa, trzy tygodnie po zakończeniu poprzednich rozgrywek zacząłem się mocno zastanawiać nad jej podjęciem. Namawiano mnie wprawdzie, aby podjąć grę w choćby jednym jeszcze sezonie. Gryzłem się z tą myślą, ale wolałem odejść w chwale, niż np. z powodu kontuzji, że o obniżeniu klasy sportowej już nie wspomnę. W jakimś stopniu na mojej decyzji zaważyły także względy zdrowotne. Tyle lat gry nie mogło obyć się bez szwanku i bez dolegliwości.
A czy wpływ na decyzję miała również rodzina?
A.Sz.: - Pewnie, że rozmawiałem z małżonką. Poświęciliśmy na to kilka długich wieczorów. Nie była ani „za”, ani „przeciw”. Zaznaczę jednak, że ostateczne zdanie było w stu procentach zależne ode mnie. Po prostu – trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść.
No to ile to już lat grania za Tobą?
A.Sz.: - Od samego początku powstania ligi futsalowej w Polsce, czyli od 1994roku! A w samym Rekordzie uzbierało się 12 lat.
Zaczynałeś wcześniej w bielskim Centrum.
A.Sz.: - Tak, w Centrum mogłem zaistnieć czy wręcz zabłysnąć. To były dopiero początki futsalu w naszym kraju i w lidze występowało raptem kilka zespołów. My sami zebraliśmy się z boisk asfaltowych, na których grywaliśmy amatorsko. Centrum w większości tworzyła grupa ludzi w wieku 35-40 lat, a za młodych „robiliśmy” w trzech: ja, Maciek Matejko i Maciek Wajda.
Co skłoniło Cię do przejścia do Rekordu?
A.Sz.: - Centrum z czasem zaczęło iść w rozsypkę. Po moim odejściu istniało w ligowej wersji może jeszcze jeden czy dwa sezony. Tam nie mieliśmy trenera. Sami wśród siebie zbieraliśmy pieniądze na paliwo na wyjazdy, kupowaliśmy sobie obiady. Rekord był nieporównywalnie lepiej zorganizowany i poukładany. Przede wszystkim to był „klub”, a nie grupa ludzi, których scala jedynie koleżeńskość i fakt, że lubią pograć w piłkę. Swoje zrobiła również chęć odnoszenia lepszych wyników!
Najtrudniejszy moment w trakcie tego tuzina lat?
A.Sz.: - Na pewno zerwanie więzadeł w kolanie przed pięciu laty. Walka o powrót na boisko była bardzo ciężka i długotrwała. Sam musiałem poprzez rehabilitację wrócić do pełni zdrowia. Początki po operacji były takie, że raczej myślałem o odzyskaniu samej umiejętności chodzenia, a nie o grze. Ta myśl przyszła dopiero po kilku miesiącach od zabiegu. Pewnie mając mój wiek niejeden złożyłby broń i zakończył karierę, a mnie po dwóch latach udało się wrócić! W wieku 33-ech lat dostałem drugą szansę, za co jestem bardzo wdzięczny wszystkim, którzy do tego powrotu przyczynili się.
Odnajdujesz się w nowej rzeczywistości, bez futsalu, bez treningów i meczów?
A.Sz.: - Radzę sobie z tym. Przyszło to łatwiej, bo decyzja była przeze mnie przemyślana i podjęta samodzielnie. Ale sentyment pozostał. Pewnie, że patrząc z boku chciałbym czasami chłopaków wspomóc, ale lepiej jest kiedy spoglądam na to wszystko z zewnątrz. Teraz znacznie więcej uwagi i czasu mogę poświęcić swojemu synowi, pomóc mu w jego karierze sportowej. Dotąd w domu to ja skupiałem na sobie więcej uwagi.
A jak widzi sportową przyszłość Szymona Jego Tata?
A.Sz.: - Mam nadzieję, że jako dobrą. Ma spore umiejętności i duży potencjał, a ma dopiero 14 lat. Na pewno jest lepszy ode mnie, gdy byłem w jego wieku.
Czy masz jakiś konkretny pomysł na dalsze funkcjonowanie w Rekordzie?
A.Sz.: - Szczerze powiem, że nie zastanawiałem się nad tym. Jakieś propozycje były, ale nie mam żadnych konkretnych planów oprócz tego, że na razie chcę od sportu trochę odpocząć.
Jako jeden z niewielu ludzi możesz ocenić na ile zmienił się Rekord przez lata Twoich występów w nim?
A.Sz.: - Zacznijmy od tego, że w Polsce futsal nie wiąże się z zawodowstwem, a już na pewno nie z takim jak w „dużej piłce”. Ale też jest coś więcej, takie półzawodowstwo” i jak na ten stan rzeczy, są bardzo dobre finanse. Ze wszystkich klubów futsalowych w kraju Rekord jest najbardziej rozwinięty i poukładany. Pod tym względem nie ma i nigdy nie było lepszego klubu w Polsce! Owszem, są i były kluby bardziej utytułowane jak np. Clearex czy nieistniejące Cuprum i PA Nova. Jednak Rekord jest organizacją sportową z prawdziwego zdarzenia. Jeśli chodzi o szkolenie piłkarskie, czy futsalowe, to tutaj jest wszystko – od grupy najmniejszych „orlików, aż do zespołu Ekstraklasy Polskiej Ligi Futsalu. Życzyć każdemu możliwości trenowania i gry w Rekordzie.
Co nie udało się Andrzejowi Szymańskiemu w sportowej karierze?
A.Sz.: - Parokrotnie ocierałem się o tytuł „króla strzelców” ligi, a za każdym razem zabrakło mi jednej lub kilku bramek. Nie zdobyłem także medalu mistrzostw Polski i nie będę mógł tego zapisać w swoim sportowym CV. I jeszcze jedno! Będąc zawodnikiem Centrum otrzymałem powołanie do kadry na mecz z Belgią. Niestety nie wystąpiłem w tym spotkaniu nawet przez minutę, a była ku temu sposobność, gdyż prowadziliśmy już 5:0. Mam o to żal do ówczesnego trenera kadry.
Z jakiego faktu jesteś najbardziej zadowolony?
A.Sz.: - Z tego, że w ogóle mogłem grać Rekordzie! Gdybym jeszcze raz w życiu miał dokonywać wyboru albo urodził się po raz drugi, to grałbym tylko w Rekordzie. Przy tej okazji chciałbym bardzo gorąco podziękować prezesowi Januszowi Szymurze za to, że w ogóle mogłem tu być i grać. On stanowi przykład na cały kraj – jak powinno się prowadzić klub. Słowem – wzór prezesa i niezwykła osobowość. Zwyczajnie, po ludzku jestem losowi wdzięczny, ze spotkałem prezesa na swojej drodze i chciałbym podziękować za całą moją przygodę w Rekordzie. Każdemu zawodnikowi życzę, aby podobnie jak ja miał możliwość zetknięcia się z takim człowiekiem.
A inni ludzie Rekordu, których będziesz wspominał w szczególny sposób?
A.Sz.: - Powiem może w ten sposób – nikt nie zapisał się u mnie „na minus”, do nikogo nie chowam żalu ani urazy. Pewnie, że zdarzały się zgrzyty, jak to w grupie ludzi. Złe chwile puszczam w niepamięć i chciałbym, aby i mnie „odpuszczono”. A „na plus”? Parę osób znalazłoby się. Byłaby to nawet bardzo długa lista, ale wolę uniknąć wymieniania, aby kogoś w sposób niezasłużony nie pominąć. Jednak o dwóch postaciach muszę wspomnieć. Najbardziej zżyty byłem i jestem z Andrzejem Szalem, z którym wspólnie graliśmy przez wiele lat. Długo i dobrze mógłbym także mówić o Piotrku Szymurze i wcale nie dlatego, że jest synem prezesa. Ale jak powiadam, ta lista zawierałaby mnóstwo postaci.
Jakie miałeś relacje z mediami?
A.Sz.: - Z przedstawicielami różnych tytułów prasowych czy internetowych, czy też stacji telewizyjnych, miałem dobre kontakty. Nigdy nie usłyszałem, ani też nie przeczytałem o sobie niczego negatywnego. Sądzę, że na dobre opinie zasłużyłem postawą na boisku. Tak więc relacje z mediami były jak najbardziej OK.
Na co stać Twoich kolegów w rozpoczętym sezonie?
A.Sz.: - W poprzednim sezonie bardzo mocno otarliśmy się o medal, a może nawet o mistrzostwo. Czwarte miejsce jako beniaminka można uznać za bardzo dobre, ale niedosyt pozostał. A teraz? Kadrowo niewiele się zmieniło, ale jest nowy trener z doświadczeniem przywiezionym z Italii. Myślę, że stać chłopaków na to, aby powalczyć o coś więcej niż w minionych rozgrywkach. Sport jest nieprzewidywalny, ale w mojej opinii co najmniej brązowy medal jest czymś realnym do zdobycia. Wzmocniony o trenera Bucciola zespół bardzo dobrze przepracował okres przygotowawczy. Dowodem tego jest m.in. wygrana w naszym turnieju „Beskidy Futsal Cup” i to po zwycięstwach z nie byle jakimi ekipami. Brak miejsca na podium na finiszu uznałbym więc za porażkę.
Dziękuję za rozmowę.
A.Sz. - Dziękuję
Sparing | 20.07.2011 r., (środa), godz. 18:00 | |
Drzewiarz | Rekord Bielsko-B |
w przeciwnym wypadku będzie wymagał moderacji